Liczba zadłużonych firm transportowych zwiększyła się w ciągu ostatniego roku o 10 %. Łączne zadłużenie tej branży przekroczyło już 340 milionów złotych. Co jest tego przyczyną? Przede wszystkim skutki polityki ukraińsko-rosyjskiej i jej wpływ na ograniczenia w handlu z Rosją. Do tego dochodzi obecna obawa przed wprowadzeniem płacy minimalnej dla zagranicznych kierowców wjeżdżających na teren Niemiec.
Trudny okres dla transportu zaczął się na początku 2014 roku, kiedy to w wyniku zaostrzenia sytuacji ukraińsko-rosyjskiej i wynikających z tego faktu sankcji w handlu z Rosją, duża część przedsiębiorstw transportowych straciła wiele zleceń. Do tej pory firmy z Unii Europejskiej wybierały polski transport, by był stosunkowo tani, niestety wraz z karami i ograniczeniami nałożonymi na Rosję oraz rosyjskim embargiem na produkty z Unii Europejskiej, angaż polskich przewoźników bardzo się zmniejszył. Efektem wydarzeń politycznych jest wzrost liczby zadłużonych firm transportowych o 10 % (obecnie jest ich około 10 000), a ich zadłużenie wzrosło o ponad 44 milionów w czasie ostatniego roku. Na tle innych gałęzi gospodarki, w których w ostatnim czasie nie można mówić o wzroście zadłużenia, branża transportowa wypada bardzo niekorzystnie. Problemy z płatnościami będą wiązać się z dalszą utratą zleceń.
W regionach położonych blisko Rosji, Ukrainy i Białorusi odnotowano ponad 100 kolejnych zadłużonych transportowców z długiem o łącznej wysokości ponad 55 milionów. Jest to wzrost o blisko 4,5 miliona w porównaniu z sytuacją sprzed roku. Jednak najwięcej dłużników z tego sektora mieszka na Mazowszu, Górnym Śląsku i Wielkopolsce stanowiąc ponad 40 % wszystkich transportowców-dłużników. Łączne zadłużenie w tym rejonie to ponad 140 milionów złotych. Natomiast jeśli chodzi o jednostkowe firmy zalegające swoim kontrahentom na najwyższe kwoty (po ponad 5 milionów złotych), to są to trzy przedsiębiorstwa z województwa śląskiego, dolnośląskiego i warmińsko-mazurskiego.
Innym problemem, który pojawił się w ostatnim czasie jest wprowadzenie przez niemiecki rząd przepisów nakazujących wypłacanie zawodowym kierowcom jeżdżącym po niemieckich trasach wynagrodzenia minimum 8,5 euro za godzinę. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to przepis korzystny dla kierowców, ale tak naprawdę może one skutkować wyeliminowaniem z niemieckiego rynku polskiej konkurencji, która do tej pory była tańsza. Nowy przepis oznaczałby w praktyce wzrost kosztów pracowniczych o 50-60 %. Polskich właścicieli firm transportowych nie stać na takie koszty, a to będzie oznaczać, że ilość dłużników jeszcze się zwiększy. Rodzime firmy chcą domagać się zmiany niemieckich przepisów, aby nie obowiązywały przewoźników z innych krajów. Obecnie te przepisy zostały zawieszone, jeśli chodzi o przejazdy tranzytowe. Jednak nadal obowiązują jeśli chodzi o transport świadczony przez polskie firmy na terenie Niemiec oraz w przypadku przewożenia towarów z Niemiec do Polski i z Polski do Niemiec.
Paulina Milka